Ech, a miał być lepszy rok

Miałam nadzieję, że ten rok będzie lepszy niż poprzedni, a na razie się nie zapowiada.
Nadal cała rodzina stresuje się sprawą przedrozwodową mojego szwagra, potyczkami różnymi i hasłami szanownej żony i matki polki, która wczoraj zadzwoniła, że dziecka (rok i 4 miesiące) nie odbierze od niego, bo otóż nie ma czasu dla dziecka, bidula :>

A tu wczoraj jak grom z jasnego nieba przyszła szybka wizyta u weterynarza ze starszą kotą, bo kota robiła się od kilku dni coraz bardziej osowiała, aż do środy, kiedy już w ogóle się nie pokazywała nigdzie. W końcu znalazłam ją schowaną w kąt w pralni. jak ją zaczęłam głaskać to się przeraziłam jak nam bardzo schudła w ciągu tygodnia. W środę już było za późno, żeby z nią do lekarza jechać, więc pojechaliśmy z teściem w czwartek z samego rana.

tutaj można przeczytać to, co napisałam w innym miejscu:

pojechaliśmy z samego rana do weta, tutaj, jakieś 10 minut od nowego domu, mamy podobno bardzo dobrą klinikę, zresztą zrobiła na mnie dobre wrażenie od pierwszego momentu jak tylko przyszliśmy do niej z Funią.
Drobny problem był taki, że nie byliśmy do tej pory ich klientami oraz nie mieliśmy umówionej wizyty, ale, że przyjechaliśmy wcześnie i ludzi nie było, to po konsultacji i opisaniu co Funi jest, została bez problemu przyjęta.
Trzeba zacząć od tego, że zazwyczaj wojowniczy kot, którego wpakowanie do kontenerka kończyło się wojowniczymi okrzykami i pogryzionymi i podrapanymi rękami, dał się wziąć na ręce, wsadzić do kontenerka i zamknąć nawet bez jednego miauku w proteście :(
U weta trochę miałczała w poczekalni, ale już w gabinecie jak ją ważyli to się położyła na wadze i wcale się nie chciała z niej ruszyć.

Po wstępnych badaniach:
- to nie zatrucie ani nie wygląda na to, żeby coś było nie tak z pracą jelit.
- chuda strasznie, jeszcze bardziej niż wczoraj, nie uwierzyłabym, że w ciągu tygodnia kot może tak schudnąć
- praca serca i płuc z porządku
- lekarka stwierdziła, że wg niej ma mocno powiększone nerki, ale, że jej wcześniej nie widziała, ani nie ma żadnych jej wcześniejszych papierów (teściowie ani szwagier nie uznawali potrzeby jeżdżenia na kontrolne wizyty chociaż od czasu do czasu, ale nie ważne), nie wie, czy to nie jest taka kota uroda. poza tym przez to, że Fuńka wychudzona, to też się mogą większe wydawać
- kot mocno odwodniony (wg mnie i lekarki - kolejny objaw tego, że coś się z nerkami dzieje niedobrego)

W każdym razie kota do jutra została w klinice, mają jej zrobić badania krwi i prześwietlenie no i oczywiście dostanie całą serię kroplówek.
Podejrzenia jak na razie w kierunku problemów z nerkami, cukrzycy lub w najgorszym wypadku czegoś rakowatego :( . Po południu ktoś z domu ma dzwonić dowiadywać się o wstępne wyniki badań, bo już mogą mieć pierwsze, jutro rano powinny być już wszystkie i jutro będziemy wiedzieć, na czym stoimy.

Jednodniowy pobyt kota w klinice na badaniach, obserwacji i innych takich = praktycznie kosztowi biletu w dwie strony do Polski, ale czego sie nie robi dla członka rodziny ;] . Na szczęście za tego członka rodziny płaci teściu, bo nie dość, że to ich kot bardziej, to jeszcze niestety mnie by na takie leczenie stać nie było :/ 

Jak wyszłam z pracy wieczorem, to dostałam wiadomość jakiej się niestety spodziewałam, czyli nasza Lileńka została jedynaczką :(. 
Funi zrobili wszystkie możliwe badania, po których wyszło, że to niestety rak i to dwóch nerek i bardzo zaawansowany. Nawet jak ją podłączyli pod kroplówkę, to nerki praktycznie w ogóle już nie pracowały... :(
Lekarka wprost powiedziała, że już nie są w stanie nic zrobić, mogą kota oddać do domu, ale raczej nie przeżyje nocy, więc rodzina podjęła chyba najlepszą w takiej sytuacji decyzję, żeby kota już nie męczyć, bo faktycznie widać było już rano, że to strasznie chory kot.



Funia - ok. 2002 - 2012
Funieczka jeszcze w pełni sił :(



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz