Śniło mi się...


Śni mi się dużo i kolorowo, ale mój sen pobił sporo wcześniejszych. Co ciekawe, często w moich snach nie uczestniczę, a jestem biernym widzem filmu, jeszcze tylko popcornu mi brakuje ;) Tym razem też tak było, dodatkowo jeszcze jedną z głównych ról grał Jason Priestley, mniej więcej w takim wydaniu jak na tym zdjęciu.

Sen zaczyna się od opowieści kobiety na temat tego, dlaczego jest sama w obcym mieście i układa sobie życie na nowo oraz o jej wielkiej, niespełnionej miłości.
W opowieści słyszymy jak to uciekała przed prześladującym ją mężem, i pomagał jej w tym jej nowy facet (w tej roli Jason). Tu następuje restrospekcja ostatniej nocy, kiedy to ona się już spakowała, Jason ma na nią czekać w hotelu, ona jeszcze tylko kilka rzeczy musi zabrać z domu, kiedy niespodziewanie wraca jej mąż. Następują tutaj sceny walki, ona mu pryska po oczach stojącą farbą w spraju i ucieka z domu.
Przechodzimy do kolejnej sceny, w której to ona wpada do pokoju hotelowego Jasona i krzyczy na niego, że dlaczego on jeszcze nie gotowy, jak tu już uciekać trzeba, na co on jej tłumaczy, żeby się nie martwiła. Tu pokazane zostaje łóżko, na którym leży kilka różnego rodzaju noży, oraz widać jak Jason ostrzy kolejny. Ona uspokojona wpada mu w ramiona, a w tym momencie do środka pokoju wpadają wyważone drzwi, przez które wbiega rozjuszony mąż i ścierając resztki farby z oczu podbiega do, niestety stojącego tyłem do drzwi, Jasona i jednym ruchem wielkiego noża obcina mu pół głowy :> (tu następuje barwna wizja latających części mózgu, bryzgającej krwi oraz krzyczącej kobiety)

Niestety w tym momencie się obudziłam z bardzo mocnym wrażeniem, że chyba oglądam za dużo filmów Quentina Tarantino, bo to wszystko było baaardzo w jego stylu ;)


---
a wracając do poprzedniego wpisu, to płotek stoi od soboty i cieszy mnie ogromnie :D teraz jeszcze tylko w planach jest kupno drewnianego stołu piknikowego z ławkami do siedzenia, parasol do niego, i duużo kwiatków i nowe zioła w tych widocznych doniczkach pod płotem :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz