Dlaczego nie mam dzisiaj najlepszego humoru...

Dzisiejszy poranek, godzina 4:30
- Leeloo przyszła się poprzytulać, położyła się koło mojej twarzy, łaskotała wąsami i udawała traktor. Uwielbiam mojego kotka, ale bez przesady, nie o takiej godzinie. Po 10 minutach jej się znudziło, przeszła trochę niżej i ugryzła mnie w wystającą spod kołdry stopę.

Godzina 6 rano
- Małż wstaje do pracy, więc i mnie przy okazji budzi. Kot ponownie gryzie mnie w stopę oraz w palce od ręki. Idę dalej spać.

6:10
w domu rozlega się dźwięk "khhhhhhhh", oho, teściowa zaczyna sprzątanie wcześniej niż zwykle. Oczywiście musi zacząć od piętra z sypialniami, bo ja nie mogę spać za długo przecież. To przeciągłe "khhhhhh" to dźwięk maszyny parującej, którą to teściowa od pół roku wszystko myje. "Oszczędzam pieniądze na środkach czyszczących" - mówi. Szkoda, że nie oszczędza prądu. Aaaaa fakt, za prąd płacę ja z mężem.
 dobra, przeżyję jakoś. Idę spać.

6:30
Koty tłuką się pod drzwiami mojej sypialni. Czarnobiały kurdupel robi się coraz bardziej zaczepny. Akurat wyglądnęłam zza drzwi, żeby zobaczyć, co się dzieje. Starsza kota leżała spokojnie, niedaleko niej siedziała Lilka, która w pewnym momencie się odbiła z miejsca i wskoczyła starszej na grzbiet. Krótka bitwa, oba koty rozbiegają się w dwie strony, ale mała za chwilę leci już szukać starszej, bo ona się chce bawić.

7:00
Teściowa z łomotem przynosi wiaderko z mopem i zaczyna myć podłogę. stuk w ścianę, stuk w ścianę. Ja pier%^*@!!!

7:45
Przyjeżdża starszy (6 lat) podopieczny teściowej, dla którego była opiekunką przez kilka lat, a teraz mały jeździ z naszego domu autobusem do szkoły. Oczywiście do niego teściowa nie mówi normalnie, tylko głośno, a młody i tak ją ma głęboko. Słyszę jak młody zaczyna wołać Lilkę i próbuje ją wziąć na ręce. "Zostaw kotka!" wydzieram się z łóżka. Na co słyszę "Ale ja się chcę bawić z Funią (starsza kocica)". Ja do siebie pod nosem "**rwa, jeszcze lepiej". Bo Funia za młodym biega i fuczy i szczerzy zęby, wygląda jakby chciała na niego polować, nawet okrąża go na coraz mniejszych odległościach. Pantera nasza.

7:50
Przyjeżdża bratowa mojego męża ze swoim synkiem (10 miesięcy), który zostaje u nas na cały dzień, kiedy ona z mężem jest w pracy. Znowu głośne rozmowy, maluch jest wsadzony w takie coś do siedzenia i zabawy. To coś jest plastikowe na jakiś sprężynach czy czymś i hałasuje jak młody w tym skacze. A skacze w tym non stop praktycznie. Starszy młody chce oglądać telewizję, więc drze się do młodszego "Cichoooo!".
Ja zakrywając się poduszką mam ochotę dodać do tego jego cicho słowa "**rwa!" i powinno to dotyczyć wszystkich w domu.

8:15
Teściowa rozdziera się do starszego młodego, że już przyjechał autobus szkolny. Jakby nie mogła z nim już chwilę wcześniej czekać przed domem...

8:26
Dzwoni telefon. Mój znajomy z Polski, któremu robiłam ostatnio dużą reklamę. "Czy możesz mi ten ostateczny projekt podesłać raz jeszcze? Bo go nie ściągnąłem, a link jest już nieaktywny". "Ok, daj mi chwilę, już zejdę na dół do komputera i wyślę raz jeszcze". Wybiegam z rozgrzanej pościeli, wiem, że za chwilkę do niej wrócę. Włączam komputer, sprawdzam maile, wrzucam plik do maila, czekam aż się wyśle jedyne 23 Mb pliku. W międzyczasie witam się na gadzie z siostrą, którą zaskakuje taka pora ;). Oglądam również kota, który wlazł mi na kolana. O, nosek podrapany, widocznie wpadła pod pazura starszej. No nic, pierwsze koty za.... eeee, wróć!! Zdarza się, na pewno to nie ostatnie zadrapanie w jej życiu.

9:05
ok, plik wysłany, maile sprawdzone, farma oporządzona ;). Idziemy spać!!
Wbiegam na II piętro, wchodzę do sypialni. Kur*a. Podłoga już umyta, łóżko (materac) zaścielone, chociaż tyle razy mówiłam, że nie życzę sobie dotykania tej, jakby nie było, intymnej części mojego pokoju. Nic to, przeżyję, rozgrzebuję z powrotem pościel, odkładam wszystko, co wylądowało na materacu z podłogi, czyli pudełko chusteczek, krem, etui na okulary (kot się chce bawić okularami, więc muszę je chować :> ). Wskakuję w łóżeczko... Dup! Dup! Dup! Teściowa zaczyna sprzątać łazienkę sąsiadującą z moją sypialnią.
Noż ja pier%^*@!!!

9:15
Wyskakuję z łóżka, poprawiam pościel, z radosnymi "maciami" zbiegam na dół do mojej "piwnicznej izby", która jeszcze rok temu była moim jedynym pokojem, w tym i sypialnią. Wyciągam poduszkę, kołdrę, układam się na złożonym narożniku. Spaaaaać!

9:25
Teściowa zaczyna robić pranie. Tak, pralnia znajduje się dokładnie na przeciwko wejścia do mojej piwnicznej izby. No by sraczki dostała! ;)

Nakrywam się kołdrą i próbuję ignorować telefony odbierane w pralni, skaczącego młodego, który skacze jakoś tak idealnie nad moją głową, miauczącego kota, stukot przy myciu schodów, "chodzącą" głośno pralkę.
W czasie tych kilkuminutowych drzemek śni mi się brat Tukan i Andy (proszę pozdrowić przy okazji i niech się odezwie, skoro się tak stęsknił, że mi w sny włazi ;) ).  Poznaję również w czasie snu Radosława Pazurę, no comments

12:00
Myślę, że do 12 byłam budzona ze średnią co 15 minut. Jestem niewyspana, zła, głowa mnie boli.

Wypijam pierwszą kawę, zjadam 2 muffinki, które wczoraj o 11 w nocy upiekłam, bo miałam ochotę na coś słodkiego.
Ok, czas na prysznic.
Kur**, oczywiście ręczniki powędrowały już do prania, więc odwrót do pokoju, biorę ręczniki, pędzę do łazienki, do której wchodzi się z pralni. Jestem jedną nogą w kabinie prysznicowej, kiedy słyszę, że teściowa włącza pralkę. Rozdzieram się, żeby nie włączała pralki, bo muszę się wykąpać, bo przecież idę na popołudniu do pracy, a poza tym - bo tak!
"Aaaaa, to idziesz do pracy dzisiaj na popołudniu?". Od grudnia ubiegłego roku praktycznie co piątek pracuję po południu :>. Dobra, pranie odroczone, teściowa idzie z młodym na spacer. Cisza w domu, no bo przecież ja już wstałam, to nie trzeba się trzaskać...

Piszę bloga, wyzywam na czym świat stoi do męża przez telefon. Jest 14, już za 2.5 godziny zaczynam męczącą zmianę w pracy, która będzie trwać do 21.
Teściowa odkurza...

śpiewam sobie pod nosem piosenkę Rysia Rynkowskiego "Dobry dzień"

Dzisiaj będzie dobry dzień,
dzisiaj będzie dobry dzień.
Przestań już się jeżyć, przeżyj ten świetny dzień.
Dzisiaj będzie dobry dzień,
dzisiaj będzie dobry dzień.
Wysuń nos spod kołdry, dzień dobry
- to ja głos nadziei twej.

4 komentarze:

  1. Jakbym czytała, o mojej matce.
    Ona u mnie nie sprząta, ale drze się pod drzwiami...

    Na ogół mam same takie dni od ponad roku...

    OdpowiedzUsuń
  2. współczuję...

    Moi wszyscy znajomi i rodzina już słyszeli tysiące razy, że moja teściowa ma pierdolca na punkcie sprzątania. To jest jej jedyne zajęcie i hobby... I ciągle słyszę, że "W Kanadzie to strasznie tłusty kurz". Taaak, za to u mnie w mieście kopalnianym w ogóle kurzu nie było i nie ma ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja mama, już świętej pamięci, kiedy wpadała mnie odwiedzić, po pół godzinie przy herbatce zaczynała mi sprzątać cały dom, trwało to kilka godzin, horror na kółkach i z wiatraczkiem.
    Potem dwa dni zajmowało mi przywrócenie jakiegoś znośnego ładu w domu, tzn sytuacji, w której przedmioty są tam, gdzie po nie sięgam:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z takimi sytuacjami trzeba się ze stoickim spokojem pogodzić. I wstać od razu. W wyspaniu to nie pomoże, ale pomoże uniknąć wielu irytacji w międzyczasie.
    Wiem, że to mało pocieszające ;)

    OdpowiedzUsuń