Słomiana wdowa czyli "You're in the army now"

Stało się. Zostalam słomianą wdową - żoną żołnierza na szkoleniu wstępnym :]

Małż mój rok temu, wkurzony na swoją pracę i po rozmowach ze znajomymi, którzy są w kanadyjskiej armii, złożył podanie o przyjęcie do wojska. Po pewnym czasie zaczęły się różne testy, badania, kolejne testy. Testy zdawane z jednymi z najlepszych wyników wśród wszystkich ubiegających się o miejsce w wojsku :)

Trochę nam się cykl wstępny przedłużył, bo podczas jednych z badań lekarskich okazało się, że to, co wszyscy, łącznie z dotychczasowymi lekarzami, brali za ból pleców spowodowany ciężką pracą i nadwyrężaniem kręgosłupa, jest jednak powodowany przez cudnej urody kamień na nerce... Kamienia szybko na szczęście udało się pozbyć, ale przez to małż nie załapał się na wiosenny pobór.
Oczywiście cały rok był poświęcony na intensywny trening fizyczny, bo musiał się wzmocnić oraz pozbyć nadmiaru kilogramów, które przez ostatnie lata nazbierały się zwłaszcza w okolicach mięśnia piwnego. A tu zaraz po przyjęciu na trening trzeba zdać test sprawnościowy.

Armia miała się skontaktować z S. na początku sierpnia, żeby potwierdzić, czy dostanie się na pobór jesienny, który miał się zacząć w połowie sierpnia. Tutaj pojawił się drobny problem dla mnie :], bo na 24 sierpnia byliśmy zaproszeni na wesele jego kuzynki i jakoś nie uśmiechało mi się iść samej, no ale jakby trzeba było, to jakoś bym pewnie przeżyła. Na początku sierpnia jednak S. dostał wiadomość, że sorry i w ogóle, ale i tym razem się nie udało, chociaż wszystkie wyniki rewelacyjne, oczywiście jest na liście przyjętych, ale nie ma miejsca na treningu. Trochę nas to wkurzyło, bo się już człowiek nastawił i w ogóle, no ale zawsze to jest czas, żeby jeszcze trochę potrenować, a i na wesele się załapał. Podczas rozmowy dowiedział się, że następny pobór, na który już się na 99% dostanie, będzie w listopadzie.

W środę, 29 sierpnia, siedziałam sobie radośnie w domu, zmagając się z bólem głowy, kiedy to małż zadzwonil z informacją, że właśnie dzwoniła do niego armia z pytaniem, czy chce zacząć trening od 3 września, z tym, że musi się zdecydować na to w ciągu godziny, zwłaszcza, że na jednostce w Montrealu musi się zameldować 1 września :]. Szybko doszliśmy do wniosku, że taka okazja nie wiadomo kiedy się znowu trafi, może faktycznie w listopadzie, a może za pół roku... W każdym razie S. poszedł za ciosem, w ciągu godziny rzucił dotychczasową pracę (oj, jakiż szef był zadowolony z postawienia przed faktem dokonanym), i zaczął się intensywnie przygotowywać do wyjazdu. To znaczy obdzwonił część rodziny, która była mocno zainteresowana jego sytuacją, i pojechaliśmy na kolację ;). W czwartek już faktycznie pół dnia spędził na siłowni i na ustalaniu różnych szczegółów związanych z jego wyjazdem.
W piątek pojechał podpisać wszelkie dokumenty, odebrać bilet na sobotni samolot i złożyć pierwszą wstępną przysięgę. Żaluję, że mnie tam nie było, ale niestety w związku z krótkim czasem od zawiadomienia i niedogadaniem się dokładnym, nie udało mi się wziąć calego dnia wolnego, jedynie udało mi się załatwić wyjście z pracy o 12.
Określenie piątku pracowitym dniem byłoby wielkim niedopowiedzeniem. Bo S. dostał m.in. listę rzeczy, które musi ze sobą zabrać, z czego większość trzeba było kupić. A i kilka osób się chciało z nim spotkać przed wyjazdem. Bo tutaj muszę dodać, że ten pierwszy trening trwa 3 miesiące, z czego pierwsza przepustka jest po 5 tygodniach. Oczywiście wieczorem trzeba było jeszcze chłopa spakować i przygotować wszystko, co było do przygotowania. I w sobotę rano odesłać go ponad 600 km od domu.



I tak od soboty przez najbliższe trzy miesiące jestem słomianą wdową, w dodatku mieszkającą ze swoimi teściami ;)

2 komentarze:

  1. Ło Matko Bosko! Zaczął wojaczkę 1 września! Widać że Polak. Pozdrowienia dla obrońcy kanadyjskich kresowych stanic. Podobno Eskimosi się na was szykują.
    papatki

    OdpowiedzUsuń
  2. heheh, nawet o tym nie pomyślałam, ale faktycznie, widać to te patriotyczne polskie geny wyłażą niespodziewanie ;)

    dzięki za pozdrowienia. wuj tam z eskimosami, ja bym się bardziej obawiała tych z południa, bo a nuż tutaj też znajdą jakąś broń masowego rażenia albo więcej ropy, i weź się i wytłumacz dziadom ;)

    OdpowiedzUsuń