8 lat za nami

Nie wiadomo jakim cudem, ale okazuje się, że dzisiaj minęło 8 lat od momentu kiedy stanęłam na ślubnym kobiercu. Mignął ten czas przed oczami, a wydaje się jakby to było wczoraj. Jedynie patrząc na zdjęcia widzę, że pojawiły się jakieś drobne zmarszczki, dodatkowe kilogramy, mąż przestał być długowłosym mężem.
 
No i ubyło babci, która pojawia się na tak wielu zdjęciach. Ta zmiana jest chyba najbardziej dotkliwa.

Niestety tegoroczną rocznicę ślubu po raz pierwszy spędzamy osobno - męża wojsko wysłało w niedzielę na kolejny kurs, tym razem w okolice Edmonton. Tym sposobem wszystkie kochające i ważne dla mnie osoby mam daleko od siebie. Mąż 3,5 tys. km stąd, a wszyscy znajomi, przyjaciele i rodzina w Polsce lub gdzieś rozsiani po Europie.
No trudno, takie życie wybrałam.

 Czy jest ciężko? Jak cholera.
Czy żałuję wyjścia za mąż za tego a nie innego, chociaż wiedziałam, że wiąże się to z wyjazdem? Absolutnie nie, chociaż często żal, że Polska tak daleko.
Czy mam czasami dość? Pewnie, że tak. Czasami mam ochotę rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady ... ale z mężem :)
A tak było 8 lat temu :)


No, to pomarudziłam, a teraz wracam do słuchania muzyki Michała Lorenca, którą zasłuchuję się cały wieczór :)

W tym moim ukochanym Tańcem Eleny, z którym mam tyle wspaniałych wspomnień


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz