ufff, się udało się

A co się udało?
Ano skończyć kolejne wydanie polonijnego miesięcznika o wszystkim i o niczym, który radośnie (coraz mniej :> ) sobie składam.
Wyjaśnienie dla niewtajemniczonych: składanie gazety polega na tym, że mam przed sobą puste strony gazety otwarte w magicznym programie Indesign, kilkanaście tekstów w dokumentach wordowskich, kilka do kilkudziesięciu zdjęć, kilkanaście reklam. Robię abrakadabra i powstaje gazeta :]
W międzyczasie wiszę na telefonie, wymieniam kilkadziesiąt e-maili z wydawcą, redaktorem naczelnym czyli żoną wydawcy, oraz z byłym redaktorem naczelnym (lub red.nacz. na urlopie) czyli ich synem... oraz z autorami niektórych tekstów, z którymi mogę się kontaktować bezpośrednio.
W czasie składu wypite są hektolitry kawy, dom zamienia się w pobojowisko, warczę na wszystkich oraz rzucam "maciami" w bliżej nieokreślonym kierunku.
To wydanie było ogólnie ciężkie, bo nie dość, że pracowałam dużo w sklepie, to jeszcze na początku tygodnia zajmowałam się plakatami. A do tego dostałam ogólnego niechcieja.
Jak niektórzy ludzie uskarżają się na depresję wiosenną, tak mnie ona dopada jesienią. Depresja to może za dużo powiedziane, ale niechciej zdecydowanie.
Mam nadzieję, że wyjdzie wszystko w porządku, chociaż na ostatnią reklamę czekałam aż do dzisiaj, chociaż do druku wszystko miało iść wczoraj, bo się dużemu reklamodawcy przypomniało, że mamy starą reklamę i musiał przysłać nową. A żeby przysłać nową, to ktoś ją musiał mu wcześniej zrobić... Plus szefostwo ma mniej artystyczny pogląd na okładkę niż ja, i musiałam ją 3 razy zmieniać. Drukarnia dostała 3 wersje pierwszej strony - chyba mnie powieszą ;)

Dobrze jest mieć dodatkowy przychód, ale kurcze coś ostatnio nie daję rady fizycznie. Starość chyba ;), a na pewno zmęczenie organizmu. To pewnie przez to, że właściwie od 9 miesięcy pracuję większość niedziel, i w ogóle w kratkę. Nikt z mojej brygady pracowej nie lubi naszego "rozkładu jazdy". Na przykład w tym tygodniu pracuję/pracowałam w: niedzielę, wtorek, czwartek, może piątek i znowu niedzielę. cholera, ani człowiek nie odpocznie, ani się nie przyzwyczai do wczesnego wstawania. W dodatku w piątek znowu czeka mnie praca wieczorem, blah


A tymczasem możecie posłuchać jak pięknie Mirek "Koval" Kowalewski śpiewa o miłości. Właściwie to piosenka dla tych, którym nie przeszkadzają szanty i muzyka okołoszantowa. Jeśli ktoś na takie dźwięki ma alergię - cóż, nie polecam, w końcu nie każdy jest doskonały ;)

Mirek Koval Kowalewski - Lipcowe śluby

2 komentarze:

  1. jedna z moich ukochanych piosenek Kovala. generalnie cała płyta Kovallady dobrze się słucha :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pewnie, że dobrze, w ogóle Koval jest świetny (również jak się z nim rozmawia przy piwie ;))

    OdpowiedzUsuń